Etykiety

sobota, 30 lipca 2011

Jay-Z/Kanye West - Watch the Throne. Zapowiedź tego co nas czeka.



Najbardziej oczekiwany projekt tego roku, który jest wynikiem fuzji Jaya-Z i Kanye’go Westa, jest zarazem najpilniej strzeżonym projektem. Obydwaj panowie robią wszystko, aby nie doszło do wycieku, a w Internecie co rusz pojawiają się pliki domorosłych raperów, którzy sygnują swoje kawałki tytułem płyty tego duetu, licząc na wypromowanie się. Album oficjalnie ma wyjść 8. sierpnia.

My jednak już dzisiaj dajemy wam przedsmak tego co nas czeka. Miesiąc temu Jay zaprosił kilku dziennikarzy na przedpremierowy odsłuch płyty. Puścił im 11 kawałków, zastrzegając, że sam jeszcze nie wie, które z nich znajdą się na płycie, a które nie. Wśród zgromadzonych był dziennikarz Rolling Stones, dzięki któremu, możecie tutaj przeczytać o czym i jaka będzie płyta Hovy i Yeezy’ego.

1.      No church – pierwszy track jest podobno ulubionym kawałkiem Jiggi ze wszystkich. Apokaliptyczne brzmiący bit z diabolicznym, chwytliwym refrenem o religii i sile. A na nim Jay, rzucający cwane dwuwersy o Sokratesie, Platonie, Jezusie oraz sobie i Kanyem. No tak, Jay pewnie stawia siebie wyżej od Jezusa. Kanye rapuje o dragach i seksie.

2.      Lift off – podobno będziecie zdziwieni, jeśli ten numer nie stanie się radiowym hitem. Dziennikarz RolingStones zapewnia, że słuchacze padną z wrażenia pod wpływem tego pełnego triumfu kawałka.

3.      Tutaj Jay nie podał tytułu, ale utwór ma być pełny chełpliwych wersów. Nikt przecież nie chwali sam siebie tak świetnie, jak ci dwaj panowie. Kanye wpadł na pomysł by w tym kawałku wstawić cytat z głupkowatej amerykańskiej komedii „Ostrza chwały”. Śmiać się czy płakać? Pożyjemy, zobaczymy.

4.      Czwarty kawałek, to znany już „Otis”, oparty na samplu piosenki Otia Reddinga „Try a little tenderness”. Nie ma o czym pisać, lepiej posłuchać: 

5.      Watch the throne – nie jest to track w całości oparty o braggadoccio, jakby się można było spodziewać. Jay i Kanye rzucają w nim dość osobiste wersy adresowane do swych hipotetycznych, przyszłych dzieci. Trzeba przyznać ciekawy koncept. Smaczku dodaje fakt komentarz Jaya, w którym stwierdził, że to jeden z 3 najlepszych występów Kanyego w karierze.

6.      Kolejny utwór ma nieco rzewną melodię, opartą na samplu z Andrea Bocelliego. Jay i Kanye prezentują swój międzynarodowy lajfstajl w cwanych wersach. Skąd my to znamy…

7.      Agresywne wersy duetu. Jeden z nich odsyła do hitu YC – „Rack on Racks”.

8.      A tutaj nowość. Panowie bawią się dubstepem (Mes może być dumny – był pierwszy!). Jay w tym kawałku mitologizuje swą hustlerską przeszłość po raz tysięczny. Redaktor zapewnia jednak, że w tym kawałku to nadal robi wrażenie.

9.      Mały przerywnik, w którym Kanye rozważa temat przestępstw popełnianych przez czarnych na czarnych.

10.  Ten numer będzie nosił prawdopodobnie tytuł „Made in America”. A na nim jeden z dwóch gościnnych udziałów na tej płycie Franka Oceana.

11.  Ostatni z udostępnionych dziennikarzom tracków ma nosić tytuł „I love you so”. Jay i Yeezy mają na nim przewinąć kilka markotnych wersów na temat zdrajców i niewdzięczników, oczywiście niewymienionych z imienia. Beanie Sigel się pewnie ucieszy…

      Tak oto dobiegliśmy końca tego przeglądu. Trzeba pamiętać, że zapewne nie wszystkie z opisanych kawałków ostatecznie trafią na płytę, co udowadnia opublikowana w międzyczasie tracklista. Można jednak przyjąć, że w większości numery z płyty pokryją się z opisanymi. Jak widać, próżno spodziewać się rewolucji w sferze tematyki. Ale ten duet już nie raz udowodnił, że o tym samym można na różne sposoby i zawsze ciekawie. Czy tak będzie i tym razem? Przekonamy się 8. sierpnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz