Etykiety

czwartek, 29 września 2011

Paluch dissuje Fokusa i Tedego! Wojna!



Wieść gminna doniosła, że Paluch zdissował w jednym kawałku Tedego i Fokusa. O kurwa! - pomyślałem - teraz się zacznie! Będzie wojna! Szykuje się beef nad beefy, I Wojna Rapowa! Raperzy wytoczą najcięższe działa! Z zakamarków swoich bystrych i przenikliwych umysłów wyszperają najbardziej cięte i ostre pancze! Teraz to będzie!

Po chwili jednak dopadła mnie konsternacja... - Zaraz, zaraz... kim do chuja w ogóle jest ten Paluch? Poszukałem więc na youtube, a pomogli mi w tym pewni panowie:


No cóż... było blisko, ale to jednak nie on. Nagłowiłem się nie lada, jakby go tu namierzyć. Po długiej, upornej burzy mózgów nagle EUREKA! Na pewno jest w wikipedii, wpisuję zatem paluch i voilà! Jest!

                                                 Paluch

Dostojna, dobrze zbudowana sylwetka sugerowała, że to pewnie reprezentant tzw. ulicznego nurtu. Ale to chyba jakiś jego kolega, bo tu jest ich pięciu, stojących ramię w ramię jak przystało na ulicznych braci (braci się nie traci!), a ten nasz Paluch podobno jest solistą.

Znów wracam na youtube i idąc ustalonym tropem, wpisuję 'paluch uliczny rap'. Jest Firma, jest Roman Bosski. Jest i Paluch! No strzał w dziesiątkę! Ulicznik z krwi i kości! Łysy, jak jego kolega z wikipedii, rapuje: "kto jest sobą a która kurwa udaje... wczuj się kurwa w rolę... ludziom nie ufaj ... tych prawdziwych jest niewielu". Paluch zapewnia słuchaczy, że komu nie podać ręki teraz to wieeeeeee. Gratulujemy, Paluchu! W końcu mocny uliczny przekaz, podany w niebanalny metaforyczny sposób! A jaka oryginalna tematyka!

No dobra, ustaliliśmy kim jest Paluch i czego udało mu się już w życiu dowiedzieć. Pora więc znaleźć diss tegoż jegomościa na Tedego i Fokusa. Znajduję zatem kawałek "Wiarygodność". Zaczyna się bit, przypominają się czasy, gdy starsza siostra dostała na pierwszą komunię, najnowszej generacji Commodore 64. Podkłady w gierkach brzmiały podobnie. No ale nic, jak wiadomo siła ulicznego rapu tkwi nie w melodyjkach, a w przekazie!  Paluch nawija "forte", to znaczy, że jak przystało na ulicznego rapera, drze się gardłowo, usiłując uzyskać jak najniższy i najgroźniejszy głos. Brzmi to jak zwykle w takich przypadkach, ale pozytyw jest taki, że tak rapującym raperom dość szybko pada gardło.

Wsłuchuję się w treść: "kurwy zaganiają... sapie zaganiara ... - i z grubej rury - WIARYGOOOOODNOOOOŚĆ". Na plecy aż ciary spadły pod wpływem ostrego, PRAWDZIWEGO przekazu! Cofnąłem, by wsłuchać się w dissujące linijki. Pojedyńcze co prawda, ale w końcu jak się ma taką siłę przekazu, to rywale i tak się nie podniosą. Właściwie obaj dostali K.O. w jednej linijce:

"Nagrywają z Dodą, grają psa w serialach/to jakby swoim fanom jechali po matkach/gardzę takim szajsem, wypowiadam walkę/w ryju już ci zaschło jakbyś wódę zagryzł talkiem"

Dalej jest o zaganiarach i wiarygodności. Paluch ją ma, tamci jej nie mają itd. 

Wszyscy głowimy się co zrobi Tede i Fokus, żeby pokonać tak utalentowanego, niesztampowego, nie bójmy się użyć tego słowa, artystę. Będą musieli połączyć siły, najlepiej zaprosić jeszcze do pomocy Rahima i NumerRaza. No ale Numer ma rodzinę - pewnie mało czasu ostatnio. Fokus nagrał z Dodą - pewnie jej nastoletnie fanki nie dają mu żyć. Tede - gra psa w serialu, jako pies nie będzie odpowiadał, żeby niepotrzebnie nie urazić ulicznika Palucha. Może Rahim? Właściwie nie wiem co robi Rahim. Ale, ze stratą dla bitewnego rapu, chyba ma inne sprawy na głowie.

Zatem... Wygrałeś Paluch walkowerem, gratulujemy.

 Kawałek do posłuchania: 

                                 

niedziela, 25 września 2011

Evidence: "Cats and dogs" - Recenzja


        Jeśli miałbym postawić jakiegoś rapera na antypodach w stosunku do Jaya-Z, byłby to właśnie Evidence. Takich biegunowych różnic jest wiele - jeden do bólu bogaty, drugi raczej średnia krajowa, jeden jest chorym na manię wielkości egomaniakiem, drugi jest skromny. Wreszcie gdy ten pierwszy preferuje pisać czeki, ten drugi woli się skupić na pisaniu rymów.

     Do tych ostatnich na tym albumie akurat nie można się przyczepić. Evidence doskonale wie co to technika rymowania i jak się nią odpowiednio posłużyć, kiedy rzucić podwójny na końcu wersu, a kiedy rym krzyżowy w środku (tak, wiem Jay-Z też to wie, może nawet i lepiej). Jednak najważniejszą różnicą między obydwoma panami, na niekorzyść naszego dzisiejszego bohatera, to flow. Podczas gdy Jay-Z może robić z nim nieomal wszystko, ten drugi jest niestety żółwiem.
     Nie jest to zresztą jakaś nowo przypadła bolączka. Evidence zwie siebie samego, nomen omen, Mr. Slow Flow. Nie da się jednak ukryć, że to słynne leniwe flow, jak na dzisiejsze czasy, jest zwyczajnie mocno średnie. Owszem, sprawdza się w wielu numerach, ale na dłuższą metę, w obrębie całej piosenki/płyty/kariery staje się monotonne, żeby nie powiedzieć nużące. Nasz legendarny Wetherman po prostu po każdym bicie wlecze się jak żółw. Niezależnie czy podkład ma 60 czy 100 bpmów, Ev zawsze leci (prawie) tak samo. Pooooowooooli, bez pośpieeeeeechu, seeeennie.
      Nie ma co z tego powodu czynić większych wyrzutów jego drugiej solówce. W końcu to żadne novum, można się było tego spodziewać i jak liczyłeś, że na tym albumie Weatherman urządzi sobie wokalne fajerwerki, no to się niestety przeliczyłeś. Są na tej płycie bity, które aż proszą się o jakieś przyśpieszenia, kombinacje ("Where you from", "Falling down"), no ale chciał czy nie chciał, ich nie ma.

      Na szczęście dla bohatera tej recenzji, nie samym "flołem" słuchacz żyje. Evidence potrafi zaciekawić liryką i tematyką. Na tę drugą składają się głównie zapiski z życia rapera, album jest mocno autobiograficzny. Ev relacjonuje na nim swoją walkę z życiem, z bolączkami dnia codziennego. Przykładem kawałka, w którym przewija się ból egzystencji i przemijania prowadzący do krwawienia serca ("Took the jacket off, saw blood on my sleeves/ when you wear  your heart there, this the puddle it leaves") jest "I don't need love". Utwór jest pełen wersów chwytających za serce ("While Kanye was chasing Spaceships all over the nation/ I was at the gravesite, face on the pavement"), przepełnionych konfesyjną odwagą. Mało który raper potrafi nawijać tak otwarcie o swoich słabościach w obliczu tragedii jaką jest utrata najbliższej na świecie osoby - matki.

       Mimo wszystko, Ev na tym krążku pozostaje po stoicku pogodzony z przeciwnościami losu i bólem egzystencji. Mimo, że ich doświadcza, nie narzeka, nie poddaje się, skupiając się na  czerpaniu radości z życia.Ktoś kiedyś powiedział, że człowiek naprawdę pewny siebie nie musi o tej pewności przekonywać, pusząc się i zachowując arogancko. Wedle tej tezy, Ev jest bardzo pewny siebie. Momentami jego skromność jest aż uderzająca. Jeśli Ev się chwali, to swoimi raperskimi umiejętnościami, jeśli rapuje o kasie, to bynajmniej nie po to, żeby się pochwalić jak drogie samochody za nią kupuje: ("Portions of my proceeds is feeding my homies now/ I always shared pretty good for an only child" - Red Carpet).

        Weatherman mimo sukcesu i legendarnego wręcz statusu jego pierwotnego składu Dilated Peoples, pozostał skromnym kolesiem, z którym fajnie by było zapalić jointa (jeśli jednak nie jesteście ziomkami Evidence'a to na jaranie z nim raczej nie możecie liczyć - wyjaśnienie w "Strangers").

       Rapera dość dobrze uzupełnia produkcja i goście. Wśród tych drugich nie ma przypadkowych osób. Albo są to dobrzy znajomi (np. Rakaa czy Termanology), albo uznane nazwiska, które świetnie się odnalazły w tematyce kawałków (Slug, Raekwon, Ras Kass). Relatywnością do warstwy lirycznej albumu, wykazuje się także produkcja. Nie ma tu typowych bangerów, nie usłyszycie Ev'a w klubie (no chyba na to nie liczyliście?) nawet amerykańskim. Po prostu jest to muzyka, którą warto wrzucić na słuchawki i trochę ją pokontemplować.
      Brak bangerów nie oznacza jednak słabych bitów. Wszak Weathermanowi udało się zebrać niezłą producencką śmietankę. Już na wejściu Alchemist w "The liner notes" świetnym, melancholijnym bitem wprowadza w nastrój (żeby nie powiedzieć - w trans). Zresztą Alchemist jest tutaj głównym bohaterem produkcji, dając liderowi DP aż 5 swoich bitów. Oprócz niego uznanie zdobywa bliżej mi nieznany Twiz the beat Pro, którego bit udowadnia, że siła tkwi w prostocie pętli i mocnych bębnach. Nieźle wypada też legendarny DJ Premier z bitem w jego stylu, samplowanym z Mavisa Staplesa.  Na uwagę zasługuje podziemny Rahki, który stworzył ciekawe połączenie dirrtysouthowego tempa cykaczy z raczej nowojorską melodią w "Falling down". Szkoda jedynie, że przez swoje "slow flow" Evidence nie wykorzystuje w pełni potencjału jaki drzemał w tym kawałku. W zasadzie jedyny bit, który może drażnić i kusić do naciśnięcia guzika 'skip' to producencki "popis" Alchemista w "The crash".

       Ad meritum, trzeba przyznać że Evidence na "Cats and dogs" odwalił kawał dobrej roboty. Jego drugie solowe dziecko bije na głowę jego solowy debiut sprzed czterech lat. Płyta, choć pozbawiona superhitów, wyróżniających się na tle reszty bangerów, stanowi spójną całość, którą dobrze jest wrzucić na słuchawki. Jeśli szukacie krążka, który będzie wartościową odskocznią od wszędobylskiego ostatnio w hip-hopie lansu, blichtru, tematycznego pławienia się w luksusach, "Cats and dogs" jest znakomitym wyborem.